poniedziałek, 28 lutego 2011

nie jestem...

... z siebie dumna. Zwolniłam dziś dwie osoby w mieście o strukturalnym bezrobociu. Wbrew pozorom ja przeżywam to bardziej niż one.

piątek, 25 lutego 2011

ciała malowanie.

Byłam dziś pierwszy raz na natryskowym opalaniu. Wzięłam wersję ekspres, to znaczy taką, po której już w trzy godziny można się wykąpać. I powiem Wam, że generalnie jestem zadowolona z efektu. Samo natryskiwanie niezbyt przyjemne, ponieważ pomieszczenie chłodne, natryskiwany płyn zimny, a człowiek stoi jak po wyjściu z łona matki. Nagi i się trzęsie.

czwartek, 24 lutego 2011

w sobotę...

... bal charytatywny dla szkoły dziecka mojej koleżanki (heh). Tym razem bez przebierania. Dlatego szukam szpilek. Wiem już na pewno, że nie ma ich w Warszawie, nie ma w sypialni ani w garderobie. Została jeszcze piwnica. Jak się nie znajdą teraz, to znajdą się przy przeprowadzce albo zostały gdzieś kiedyś w jakimś hotelu po jakiejś imprezie. Zdarza mi się. Dość często.

wtorek, 22 lutego 2011

pewna niedogodność.

Życie poza korporacją ma swoje niewątpliwe atuty, ale ma też pewne wady. Od czasu rozstania mam problem z niektórymi elementami życia. Nigdy nie wiem gdzie są buty na obcasie, czy już czas do kosmetyczki czy jeszcze wytrzymam, gdzie są maskary, pudry i takie tam pierdoły, które normalnie w codziennym życiu się nie przydają, a w korporacji urastają do rangi być albo nie być...

poniedziałek, 21 lutego 2011

o zemście.

Czytałam nie raz o zwierzakach dokonujących aktu destrukcji w zemście za samotność. Dziś tego doświadczyłam. Moja córka jak wszystko co robi i zemsty dokonała z fantazją...

niedziela, 20 lutego 2011

wydaje się...

... że pakować czas się zacząć. Jeszcze kilka kartonów w piwnicy stoi nierozpakowanych od przeprowadzki tutaj. Szczęśliwie. Choć mam niejasne wrażenie, że tam nie ma nic potrzebnego i można by je wyrzucić. W końcu przez prawie rok nikt do nich nie zajrzał.

czwartek, 17 lutego 2011

...

Czuję się chorobowo, zimno mi, dreszcze, coś kręci w nosie... przyjęłam Theraflu prewenecyjnie, ale mam wrażenie, że tym razem się nie obronię. Za oknem ziąb, śnieg i zimnota wszechogarniająca. Brrrr.... aż mi się płakać chce na myśl o wyjściu.



środa, 16 lutego 2011

czekam na klienta.

Przymuszona do bezczynności czekaniem miotam się sprzątając(sic!). Już za chwilę mają tutaj zawitać klienci na dom. To już drudzy, w sobotę byli pierwsi... złapali nas wychodzących z domu na bal w Kołobrzegu. Pan Mąż jeszcze w Warszawie, negocjuje cenę na mieszkanie, o którym pisałam wczoraj...

wtorek, 15 lutego 2011

niespodzianki.

Są różne, duże i małe, przyjemne i nieprzyjemne. Lubicie je? Ja raczej lubię, tym bardziej, że te przykre zazwyczaj nie omijały. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ już jutro Pan Mąż wróci do domu. A to dopiero miła niespodzianka :).
Wybraliśmy warszawskie mieszkanie w końcu. Często tak jest, że różnymi drogami dochodzimy do tego samego celu. Tak było z tym mieszkaniem, Każde z nas znalazło to mieszkanie po swojemu. Ma niestety jeden poważny mankament. Będzie gotowe dopiero za rok. Ale chyba damy radę. W końcu pierwsze dwa lata mieszkaliśmy w kawalerce 32m2, więc chyba w tych 52 metrach, które mamy teraz chyba się nie pozabijamy.
Wydaje mi się, że warto na nie poczekać. Dlaczego? Sami zobaczcie. 


poniedziałek, 14 lutego 2011

nie szyć, nie prać...

Mama zawsze mówiła: w Walentego nie można szyć ani prać, choć do dziś nie wiem dlaczego. 
Kilkanaście lat temu Pan Mąż poprosił moich rodziców o moją rękę w świętego Walentego. Dziś nawet nie pamiętam ile lat temu. Bo po co? Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy...


piątek, 11 lutego 2011

moja samotność.

Pamiętacie tekst Dżemu "samotność to taka straszna trwoga..." generalnie mnie on nie dotyczy. Lubię być sama. Żyć własnym rytmem, robić wszystko po swojemu. Zosia-Samosia. Nawet w najbardziej zimowy wieczór z wichurą za oknem, zamiecią i zawiejką śnieżną, ja cały czas myślę sobie - lubię być sama.
Do dnia takiego jak dziś... do dnia po oddaniu pożyczonych dzieci. Dom przez kilka dni żyje, a potem nagle zalega martwa cisza.
No nic, nie pierwszy to raz i nie ostatni, a mnie zajęć dziś czeka sporo. Po pierwsze do teatru wypożyczyć jakieś storoje na jutrzejszy bal karnawałowy, po drugie fryzjer, kosmetyczka i takie tam, w międzyczasie spotkanie z projektantem i ekipą od mieszkania, no i trzeba coś dziś ugotować. Pan Mąż wraca do domu ;).

czwartek, 10 lutego 2011

zamieszanie.

Kilka dni z moimi bratanicami wywraca dom do góry nogami. Łyżwy, Teatr Animacji, spotkania z koleżankami z dzieciństwa i ich dziećmi, pieczenie pizzy. Ogłupiała Mała Pierdoła nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Zwłaszcza, że w naszym łóżku zamiast oazy spokoju, znajdowała dwa szkodniki. Przed chwilą wróciłam do domu sama. Takiej radości dawno nie widziałam ;). Jednego się tylko nie spodziewała, że zakaz kanapowy utrzyma się w mocy.

wtorek, 8 lutego 2011

wydział komunikacji.

Większości z nas pobyt w wydziale komunikacji własnego miasta kojarzy się raczej z traumatycznym przeżyciem niż czymś przyjemnym. Muszę Was zdziwić w moim mieście wszystko odbywa się ekspresowo i przyjemnie. Po pierwsze w internecie rezerwuję sobie odpowiedni dla mnie termin, ściągam ze strony wszystkie wymagane formularze, wypełniam i jadę. I już po 20 minutach wychodzę szczęśliwa dzierżąc w dłoni komplet tablic. Ehhhh gdyby wszystko tak załatwiać ;).
Mała Pierdoła dostała drugą cieczkę już po 4 miesiącach. Wystraszyłam się, myślałam, że to ropomacicze czy jak to się nazywa... Na szczęście to tylko (raczej aż!) cieczka. Ostatnia w jej życiu, Jak tylko się skończy umawiamy się na zabieg. Wszyscy twierdzą, że tak lepiej. A ja jakoś nie mogę tego w pełni zaakceptować. Jedyna nadzieja, że trochę temperament jej przygaśnie. Po kilku dniach spędzonych u moich rodziców jest nie do okiełznania.


poniedziałek, 7 lutego 2011

krystalizacja.

Przeprowadzka się krystalizuje, poprzez kupowanie działki (i budowanie domu przez półtora roku) po wybór fajnego mieszkania w centrum. Wariantów mnóstwo, a klienta na dom póki co nie widać. Zły czas na takie fanaberie. Ale będzie dobrze, zawsze jest :). Myślę, że zamieszkamy gdzieś w okolicy ulicy Pięknej. Mieszkanie jest w stanie deweloperskim, więc pewnie z pół roku nam zajmie perturbacja z kredytem i remontem. Ale widać światełko, to najważniejsze ;). A i żeby nie było, że rzucam słowa na wiatr a kocham bez konsekwencji. Jako, że zakochałam się w nowym aucie, jutro je odbieram od pana dealera. Mam nadzieję, że beżowa tapicerka to nie był życiowy błąd ;).


piątek, 4 lutego 2011

po góralsku.

Nie mogę spać. A zatem kilka słów. Od kilku dni jestem w Ochotnicy Górnej. Przepiękne, urokliwe miejsce. Cisza spokój, dawno zapomniana sielskość lat dziecinnych.

 














Dzisiaj odwiedziłyśmy Stary Sącz. Małe miasteczko z małym klasztorem klarysek. Pięknie odrestaurowanym dzięki środkom z Unii i dzięki kanonizacji św. Kingi.




wtorek, 1 lutego 2011

już myślałam.

Że wszystko jest poukładane, wiadomo co i jak, z kim i za ile. Niestety. W moim przypadku jakiekolwiek planowanie w okresie dłuższym niż dwa tygodnie mija się z celem. Zawsze wydarza się coś co zmienia wszystko. 
Przeprowadzka do Warszawy staje się faktem.